Mamy działkę na metrze
Halina: Skąd działka? Bo lubimy grzebać w ziemi i lubimy mieć swoje warzywa. Ja mogę cały dzień siedzieć na działce i grzebać w ziemi. Naprzeciwko mojego mieszkania jest blok i ja nie chcę siedzieć na balkonie i patrzeć w czyjeś okna. Tutaj sobie przyjdę z samego rana, podłubię, posiedzę, pogadamy z sąsiadką. Gotujemy tutaj też obiady, bo mamy butlę z gazem. Jak przychodzimy, to siedzimy do oporu. Na działkę mamy bardzo blisko, przechodzimy Ossowskiego, po skosie i jest bliziusieńko.
Zygmunt: Zanim kupiliśmy działkę tutaj, to mieliśmy kwietnik na balkonie. Wywierciłem haczyki na donice, z boku zrobiłem skrzyneczkę, a po ścianie szedł bluszcz, klematis.
H: Cały balkon był w kwiatach. Ludzie jak przechodzili, to się oglądali. Tutaj na działce stała taka grusza, ale była chora od jałowca i ciągle musiałam grabić liście. Mówię do męża chodź zetniemy tę gruszę, a ja sobie zrobię kwietnik.
ROŚLINY
H: Najbardziej to lubię klematisy. Lubię też hortensję. Mam tu hortensję drzewiaste i gruszkowe i te pospolite. Bardzo lubię powojniki różnego rodzaju, cynie, floksy, mieczyki. Wszystkie kwiaty lubię oprócz nasturcji, bo ona zbiera mszyce. Rododendrony lubię, tam pod gruszką mam hortensje pnącą, ale jeszcze mi nie kwitnie, może coś jej tam w tym miejscu nie pasuje. Mam malwy, to są takie wiejskie kwiaty. Jeżówki są śliczne, ostróżki, lilie drzewiaste, bo one tak pięknie pachną. Większość informacji o roślinach mam z internetu. I same też siejemy i sadzimy z sąsiadką. Maciejka mi w tym roku nie urosła, bo chyba było za gorąco. Puściła tylko takie wąsy i za moment zrobiła się żółta i padła. W tym roku ogórki też mi padły, pietruszka to samo. W tym roku od razu uderzyło ciepłem, deszczu nie było. Tu na przykład wsadziłam lwią paszczę i cynie i lewkonię prawie wszystkie nam wyszły. Tu mam klematis. Jak zobaczyłam u syna w Anglii w czerwcu klematis taki jak moja dłoń, to byłam chora. Groszek pachnący też mi szlag trafił i nie wiem dlaczego.
DZIAŁKA NAD WISŁĄ
Z: My już wcześniej mieliśmy działkę, ale nad Wisłą, na wysokości placu manewrowego. Ciągle nas tam zalewało. Tam ludzie stawiali domki murowane i my też sobie postawiliśmy. Małżonka przecież sama stawiała altankę.
H: Bez rękawiczek cement rozrabiałam ręką! Jak kładłam kielnią na cegłę, to mi spadało, a ręką było mi łatwiej. U męża pod wytwórnią budowali na stacji benzynowej jakiś taki budyneczek. To ja przyjechałam do niego pod robotę wcześniej, poszłam do tych chłopów i sobie stanęłam z boku i patrzyłam, jak oni tam budują i tynkują. Aż się dziwili, co ja tak patrzę na nich, a ja mówię, że się chcę nauczyć. No i zobaczyłam i się udało – nie kielnią, ale ręką! Najgorzej mi było tynkować w środku, bo to wszystko spadało. Ile ja się napłakałam! Później tata przyjechał i postawił mi kuchnię kaflową. Miała fajereczki, tu się woda grzała, tam się gotowało. Łóżko było, pościel przywieźliśmy sobie. Wszystko tam było. Kapusty to miałam cały zagon. Mąż siatkami woził i ludziom rozdawaliśmy. Mieliśmy tam prawie 1000 metrów. Była marchew, kartofle. Jak wylało, to nie można było z ziemi wyrwać.
Z: Jak wylewało, to przynosiło ten muł z Wisły, który był bardzo dobry. Wszystko dobrze rosło.
H: Mąż raz do mnie dzwoni i słyszę, że idzie po wodzie. Mówi „ty się tylko nie denerwuj, ale nic już niema na działce”. Już ogórki były, renklody takie, że się nie mieściły mi w rękę. Za dwa dni pojechaliśmy, to było widać tylko czubek domku. Płakać mi się chciało. Wszystko poszło, meble, pościel.
Z: Wszystko musiałem popalić, ciuchy, pościel, bo się brzydziłem. I od nowa wszystko uprawialiśmy.
H: Ładnych parę lat nie wylewało, a później to czasem dwa, trzy razy do roku i to wtedy, kiedy były zbiory.
Z: To wylewało podskórnie, od dołu.
H: Raz mąż poszedł zrywać pomidory na końcu działki, to by go wciągnęło. Zaczął krzyczeć do mnie, że wpada!
Z: Siatki musiałem się trzymać!
H: Wtedy powiedziałam dość, ja już tam nic nie uprawiam. Ludzie wchodzili tam w kostiumach i próbowali ratować plony. Ja to się bałam. Popatrzyłam jeszcze, popłakałam się, przyszłam do domu i powiedziałam koniec. Już nie chodzę i nie robię, temat zamknięty. To było 20 lat temu i potem nie miałam żadnej działki, tylko balkon. Trochę u rodziców uprawialiśmy ogródek w Radości.
POCZĄTKI NA PRATULIŃSKIEJ
H: Tu jest jedna Maria, tu jest druga Maria, co nie przychodzi, następna Maria kociara co jest w zarządzie, później jest kolejna Maria krzykaczka, później jest Basia, Wandzia, dalej jest Danusia z Jackiem.
Ja już dawno chciałam tu kupić działkę. Tę kupiliśmy 30 maja 2012 roku.
Z: Zdecydowaliśmy się działkę, jak ja poszedłem na emeryturę. Jak weszliśmy na działkę, to była taka trawa, że mnie prawie nie było widać. Sąsiadka nam zwróciła uwagę, że tutaj wcześniej były piękne kwiaty, ale kto wtedy wiedział, człowiek rwał, bo były haszcze. Narobiliśmy się od choroby.
H: Tutaj wsiałam fasolkę szparagową, to nic nie wzeszło, bo było za ciemno od drzew. Później zdecydowaliśmy, że tu siejemy trawę. Tam z kolei były zakopane łóżka, okna z szybami, jakieś sprężyny. Był taki bajzel, że głowa mała. Domek otwierałam tylko do połowy. Nasadzeń tutaj było pełno, tylko z wiadrami były niektóre rośliny zakopane. Po trochu sobie tutaj wszystko poprawialiśmy i zaraz na następny rok dostaliśmy nagrodę za działkę. I później spaliłam domek.
POŻAR
H: Ja tu w zimę przychodziłam, karmiłam ptaszki. Wieszałam im słoninkę i takie kulki. Tutaj mieliśmy dzięcioły i szpaki i nawet młode się nam urodziły. Działka nam się spaliła 19 stycznia. Poszło wszystko. Dostałam od sąsiadki takie piękne meble kuchenne z szybkami. W grudniu wszystko pomyłam, wypastowałam podłogę, usiadałam sobie i napaliłam w piecu, tak ładnie tu było. I diabeł mnie podkusił, żeby przyjść w styczniu. Też napaliłam i poleciałam na chwilę do domu po kawę. Pomyślałam, że napalę, mąż przyjdzie, wypijemy kawę i popatrzymy na sikorki. Napaliłam, zamknęłam drzwiczki i wrzuciłam za dużą bryłę drzewa. Wtedy było 19 stopni mrozu i ta rura od kozy co była wsadzona w kamionek, po prostu pękła. Strażacy mi powiedzieli, że tu było 1000 stopni, a domek to musieli ciąć na pół. Jak ja płakałam, kiedy oni to cięli. Nie zostało nic, wszystko poszło. Sensacja była taka, że w gazetach pisali. Tylko się zachowała po mojej mamie ta szafka i butelka wiśniówki, co dostałam od sąsiadki.
A ile było potem wynoszenia. Zamówiłam kontener, w mróz wszystko we dwójkę wynosiliśmy. Ślisko było, bo wcześniej przecież tyle wody nalali. Myśmy się tak narobili, że ja nawet nie miałam siły płakać. Chyba z 6 miesięcy śnił mi się ten pożar. I zaraz w marcu, jeszcze zima była, budowaliśmy nowy domek.
NOWY DOMEK
H: Powiedziałam, że już kozy nie zakładam. W ciągu 4 czy 5 dni postawiliśmy nową chałupę. Ta weranda się nie spaliła, tylko w środku wszystko poszło. Sąsiedzi wymieniali sobie panele i mąż wziął i wykończył tutaj. Wszystkie materiały są z odzysku, nic nie kupowaliśmy nowego. Szafki też z odzysku.
Z: Niektórzy ludzie bardzo ładne rzeczy wystawiają. Trzeba tylko później umyć, odkazić i można śmiało używać.
H: W zeszłym roku w czerwcu jak robili metro, to szafka spadła i wszystko się potłukło. Potem podeszła woda i wpadłam na środku domku w dziurę. No i ściągaliśmy ściany od nowa, żeby podłogę nową położyć. Przygód miałam, że hej!
DZIAŁKA NA METRZE
Z: Jak wiercili metro, to robili to pod naszym domkiem. Trochę tu, trochę u tego Tadka, ale najwięcej jest tutaj pod nami. Ze 3 miesiące pompowali wodę, która tutaj jest bardzo płytko i dlatego ta rura niebieska jest przeprowadzona przez ogród. Nie mogli jej puścić pod spodem, bo jest woda. Jak oni kręcili, to woda napłynęła pod nasz domek. Woda się zatrzymała, weszła wilgoć i podłoga mi zgniła. Ponoć metro jest 10 metrów pod nami.
H: Jak w lipcu była próba metra to furtka nam opadła. A co to będzie jak puszczą metro! Szafki mi wszystkie spadły i szklanki, dzbanki, wszystko to, co było powieszone. No tak, mamy działkę na metrze.
Z: Ja dziurę wykuje i będę bilety sprzedawał.
Sierpień 2019
Rodzinny Ogród Działkowcy "Pratulińska", Targówek
Wywiad zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego